–
Która godzina? – zapytała i spojrzała na ciągnącą się, aż po horyzont,
pustynię.
–
Siedemnasta się zbliża. – odparł Martin. Byli w dziwnym budynku w Zartezie.
Częściowo znajdował się pod ziemią, ale w jednym miejscu można było wspiąć się
po krętych schodach na wieżę prawdopodobnie strażniczą. Po drodze spotkali
anioła, ale poza tym byli sami. Biała wilczyca wskoczyła na dach łapiąc się
jego brzegu. Nie było barierki, więc musiała się podciągnąć samymi rękami.
Przynajmniej tak myślał Martin, ponieważ ona pomogła sobie skrzydłami, których
jej przyjaciel nie widział. Zdziwiony spróbował powtórzyć jej czyn, ale był
zmuszony przyjąć pomoc od białowłosej. Usiedli obok siebie na pochyłym dachu i
przyglądali się w ciszy słońcu sunącemu już nisko po niebie.
–
Niedługo będę musiała iść. – powiedziała po dłuższej chwili.
–
Gdzie? – zapytał lekko zaniepokojony.
–
Musze załatwić coś ważnego. – odparła tajemniczo uśmiechając się do niego.
–
Nic więcej nie powiesz? – westchnął. Pokręciła przecząco głową. Zagryzła wargę
wstając.
–
Nie mogę się spóźnić. Polecę już teraz. – stwierdziła i odwróciła się do wilka.
Stała na krawędzi dachu.
–
Co ja mam robić?
–
Zejdź na dół i czekaj na Nibertę. Ona się tobą zajmie, a ja niedługo wrócę.
–
W porządku.
–
Do zobaczenia. – rzuciła mu miły uśmiech i zrobiwszy obrót spadła z dachu.
Przerażony chłopak podskoczył w sekundę do brzegu i w ostatniej chwili złapał
ją za pelerynę. Ta odpięła się i została w jego ręce, a dziewczyna używając
skrzydeł lekko wylądowała na ziemi 40 metrów niżej. Martin wciąż z wystawioną
do przodu ręką w której trzymał materiał, patrzył z zaskoczeniem na wielkie
czarne skrzydła Wilczycy. Dziewczyna z przyzwyczajenia chciała poprawić
zapięcie peleryny, ale gdy dotknęła swojego dekoltu nie było go tam. Spojrzała
do góry jednocześnie orientując się, że jej skrzydła są widoczne. Machnęła nimi
nerwowo czekając, aż Wilk coś powie.
–
Wytłumaczysz się z tego! – wrzasnął rzucając ubranie w dół. Złapała czarny,
delikatny materiał. Założyła go na siebie i przytaknęła. Gdy zapięła klamrę w
kształcie wilczego łba skrzydła zniknęły z widoku. Nadal jednak rzucały
podłużny cień na popękaną ziemię. Odbiła się od niej i z prędkością torpedy
wybiła do przodu. Szybko minęła wejście do tunelu, potem tylko przeleciała
przez bramę. Zwolniła dopiero po drugiej stronie Wrót. Zasłoniła oczy ręką, ponieważ
wyleciała prosto w promienie słońca. Targana nadmorskim wiatrem stanęła gładko
na ziemi. Chwilę myślała, w którą stronę powinna się skierować i w tym czasie
jakiś samochód stanął obok niej. Najpierw wysiadła młoda dziewczyna. Skrzywiła
się bo na zewnątrz było zimno. Złapały kontakt wzrokowy. Dziewczyna uśmiechnęła
się do Wilczycy, ta jednak odwróciła głowę i nerwowo poprawiła pelerynę.
Ruszyła powoli do przodu. Z samochodu wysiadł jasnowłosy chłopak, który
zatrzasnąwszy drzwi podszedł do swojej dziewczyny patrząc to na nią to na
dziwną postać przed nimi.
–
Coś nie tak? – warknęła zirytowana tym, że się na nią gapią i stanęła patrząc
na nich wyzywająco.
–
Masz piękne włosy. – stwierdziła radośnie brunetka i podeszła bliżej demonicy.
Chłopak złapał ją jednak za rękę i nie pozwolił iść dalej.
–
Zostaw ją w spokoju. Jest jakaś dziwna. – drugie zdanie tchnął jej do ucha, po
czym złapał ją w talii i poprowadził do barierki. Dziewczyna szybko
zafascynowała się barwami wieczornego nieba, zapomniała o tajemniczej postaci,
która weszła w las.
Szła raźnym krokiem przyglądając się domom,
które ozdobione w straszne dekoracje przyciągały wzrok. Minęło ją kilka
dzieciaków poprzebieranych w zabawne niby-straszne stroje. Dzisiaj Halloween.
Przypomniała sobie, jak paręnaście lat temu też biegała po tych samych ulicach
z woreczkami pełnymi cukierków. Uśmiechnęła się w duchu, jednak gdy zza zakrętu
wyłonił się błękitny wyższy od innych dom, spoważniała i skupiła się tylko na
tym. Zapukała dwa razy i udając dziecięcy głos zawołała:
–
Cukierek albo psikus!
–
Już idę! – odparła radośnie starsza pani zza drzwi. – Mam jeszcze… – zamarła w
bezruchu zobaczywszy Białą Wilczycę. Rudy kot wyszedł z pomiędzy nóg staruszki
i zamiauczał głośno.
–
Mam do pani pewną sprawę. – uśmiechnęła się białowłosa. Tamta odłożyła
koszyczek ze słodyczami na szafkę i patrząc podejrzanie wpuściła ją do środka.
–
Nawet nie staraj się próbować swoich sztuczek. – ostrzegła Wilczyca czym
wprawiła staruszkę w spore zdziwienie.
–
Ależ o czym ty mówisz kochaniutka. – postawiła filiżanki na stoliku i drżącymi
rękami zaczęła nalewać herbatę. Dziewczyna przechwyciła od niej naczynie i
dokończyła tą czynność.
–
Przybywam z Zartezu, za specjalnym poleceniem Blackbird. Prosi ona, co by pani
zaprzestała wszelakiej aktywności metafizycznej gdyż zakłóca to równowagę tego
świata. Krócej mówiąc, żadnej magii, bo po łapach. – powiedziała dobitnie
Wilczyca.
–
Nadal nie wiem o czym pani mówi. – upierała się staruszka.
–
Wiem co pani planuje i mogę panią zapewnić, że nie dopuszczę do tego
wydarzenia.
–
Jedyną rzeczą, którą na tę chwilę planuję to jutrzejsze pójście do kościoła.
Niegrzecznie jest kogoś oskarżać i byłabym wdzięczna gdyby pani opuściła mój
dom. – rudy kot wskoczył na kanapę i zasyczał na dziewczynę, która upiła łyk herbaty.
–
Najpierw proszę o podpis. – zgrabnie poruszyła nadgarstkiem jednocześnie biorąc
kolejny łyk. Między jej palcami zaczął tworzyć się papirusowy dokument. Wyprostowała
go na stole, a potem podała staruszce długie, krucze pióro.
–
Wyjdź i więcej się tu nie pokazuj! – wzięła do ręki dokument, podarła go na
kawałki i rzuciła w Wilczycę. Skrawki nienaturalnie zmieniły bieg i ułożyły się
z powrotem, po czym dokument znów w całości opadł delikatnie na stół. Starsza
pani ze zdziwieniem podniosła kartkę.
–
Jak to możliwe? – zapytała niedowierzając. Biała wilczyca prychnęła z pogardą i
wstała z kanapy.
–
Nie lubię stosować przemocy w stosunku do słabszych, ale nie będę miała wyboru
jeśli pani tego nie podpisze.
–
Myśli pani, że jestem słaba? – w jednej chwili kot skoczył dziewczynie na
głowę, wbijając boleśnie pazury w jej czaszkę. Kiedy zeskoczył przed Wilczycą
stała smukła kobieta, na oko w jej wieku. Zamachnęła ręką zwalając białowłosą z
nóg. Związała ją i przyciągnęła do siebie.
–
Jestem najpotężniejszą z zartezjanek.
–
Może i tak. Ale Blackbird jest od ciebie potężniejsza. – dziewczyna walczyła z
więzami, ale nie mogła się uwolnić.
–
Blackbird nie istnieje. – mówiąc to śmiała się ironicznie.
–
Żeby nie było, że nie ostrzegałam. – wychrypiała Wilczyca, ponieważ więzy
zacieśniały się coraz mocniej.
–
Pozwól, że teraz ja cię ostrzegę… – staruszka która już nie była staruszką
pochyliła się nad białowłosą. – Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. Nie wiem czy
udajesz, czy naprawdę znasz moje plany. Ale uważaj, bo nie pozwolę, żeby
ktokolwiek przeszkodził mi w moich zamierzeniach. Dlatego jeśli ci życie miłe,
to wypad z mojego domu. – powiedziawszy to sznury opadły, a dziewczyna
posłusznie wyszła poprawiając pelerynę. Przy wyjściu minęła grupkę dzieci.
Uśmiechnęła się nieśmiało i poszła na tyły willi przeskakując rzez płot.
~*~*~*~
– Ali…
–
Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnęła na całe gardło. – Jak w ogóle śmiesz się do
mnie odzywać?! – szarpnęła do za bluzę. – Pieprzony zdrajca! Czemu?! Czemu mi
to zrobiłeś?! Okłamywałeś mnie przez cały czas!
–
Myślisz, że miałem jakieś wyjście? – odparł cicho. – Zresztą, co z tego?
Okłamałem cię. Ludzie ciągle kłamią.
–
Ja ci ufałam, szczerze cię kochałam. Byłam w stanie zrobić dla ciebie wszystko!
–
Byłaś naiwna. I tyle. Nie obwiniaj mnie, tylko swoją głupotę. To, że byłaś
zaślepiona miłością i nie dostrzegałaś, że pewne sprawy są niespójne. Powinnaś
mnie pochwalić. Byłem świetnym aktorem i musisz to przyznać. – uśmiechnął się
cwaniacko. Znów wszystko miał pod kontrolą. Bał się tylko szaleństwa które co
rusz błyszczało w jej oczach, ale czuł też dumę, bo to wszystko było jego
zasługą.
–
Mogę wiedzieć o co chodzi? – zapytał Max, który do tej pory bał się cokolwiek
powiedzieć.
–
Nie. – odpowiedzieli jednocześnie. – Długa historia. – podsumował Adrian.
Alicja uderzyła go jednocześnie podcinając nogi. Chłopak upadł do przodu, a
dziewczyna zaczęła uderzać go w plecy w dzikim szale. Max złapał ją za rękę i
odciągnął od brata.
–
Co to było? – sapnął Adrian lekko rozbawiony.
–
Wkurzyłeś mnie. – odparła poprawiając włosy. Alami rozpłynęło się w mroźnym
powietrzu, a dziewczyna po kilku niezręcznych sekundach dodała: – Już mi
lepiej. Cieszę się, że nikt już nic przede mną nie ukrywa.
~*~*~*~
– Czegoś jeszcze panienka potrzebuje?
–
Dziękuję Fuki. Możesz wrócić do siebie. – powiedziawszy to odwróciła się i
posłała promienny uśmiech do ubranej na czarno dziewczyny. – Zmykaj bo jeszcze
ktoś zauważy, że cie nie ma. – odparła radośnie kończąc upinanie swoich włosów.
–
Przecież dobrze pani wie, że nikt już o mnie nie pamięta. – naciągnęła bardziej
kaptur na głowę i szła ostrożnie i bardzo powoli tyłem.
–
To nie prawda moja droga. – kobieta siedząca na czarnym posłaniu przed lustrem
wstała i podeszła do swojej podwładnej. – Gdyby o tobie zapomnieli zniknęłabyś.
– dotknęła jej głowy i ostrożnym ruchem zsunęła kaptur. Srebrzyste włosy
dziewczyny rozlały się wokół oświetlając pustkę która panowała wokół. –
Dziękuję, że mnie odwiedzasz, dzięki temu mogę nacieszyć się światłem.
–
Czemu pani żyje w ciemności? – zapytała Fuki nieśmiało i zaczęła z powrotem
zaplatać swoje włosy.
–
W ten sposób nikt mnie nie znajdzie. – uśmiechnęła się sama do siebie patrząc w
stronę lusterka. – Wracaj na miejsce. – dziewczyna skłoniła się delikatnie i
zakładając kaptur odeszła w stronę mieniącego się daleko światła. – Fokulurusa!
– drgnęła na dźwięk swojego pełnego imienia i odwróciła się do swojej pani. –
Nie przychodź do mnie w najbliższym czasie. – kiwnęła zamaszyście głową przez
co kaptur się trochę zsunął, ale zignorowała to i ruszyła biegiem w dalszą
drogę. Na granicy światła i ciemności zrzuciła pelerynę, a jej włosy zalśniły
potężnym blaskiem jednocześnie pochłaniając światło słoneczne. W momencie
przekroczenia granicy włosy dziewczyny zaczęły się unosić do góry. Odbiła się
najmocniej jak umiała i zniknęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak tak wiem, taki krótki rozdział po tak długiej nieobecności to po prostu chamstwo, wybaczcie >-< Ale jest! pierwszy rozdział w nowym roku.