środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 40

– Która godzina? – zapytała i spojrzała na ciągnącą się, aż po horyzont, pustynię.
– Siedemnasta się zbliża. – odparł Martin. Byli w dziwnym budynku w Zartezie. Częściowo znajdował się pod ziemią, ale w jednym miejscu można było wspiąć się po krętych schodach na wieżę prawdopodobnie strażniczą. Po drodze spotkali anioła, ale poza tym byli sami. Biała wilczyca wskoczyła na dach łapiąc się jego brzegu. Nie było barierki, więc musiała się podciągnąć samymi rękami. Przynajmniej tak myślał Martin, ponieważ ona pomogła sobie skrzydłami, których jej przyjaciel nie widział. Zdziwiony spróbował powtórzyć jej czyn, ale był zmuszony przyjąć pomoc od białowłosej. Usiedli obok siebie na pochyłym dachu i przyglądali się w ciszy słońcu sunącemu już nisko po niebie.
– Niedługo będę musiała iść. – powiedziała po dłuższej chwili.
– Gdzie? – zapytał lekko zaniepokojony.
– Musze załatwić coś ważnego. – odparła tajemniczo uśmiechając się do niego.
– Nic więcej nie powiesz? – westchnął. Pokręciła przecząco głową. Zagryzła wargę wstając.
– Nie mogę się spóźnić. Polecę już teraz. – stwierdziła i odwróciła się do wilka. Stała na krawędzi dachu.
– Co ja mam robić?
– Zejdź na dół i czekaj na Nibertę. Ona się tobą zajmie, a ja niedługo wrócę.
– W porządku.
– Do zobaczenia. – rzuciła mu miły uśmiech i zrobiwszy obrót spadła z dachu. Przerażony chłopak podskoczył w sekundę do brzegu i w ostatniej chwili złapał ją za pelerynę. Ta odpięła się i została w jego ręce, a dziewczyna używając skrzydeł lekko wylądowała na ziemi 40 metrów niżej. Martin wciąż z wystawioną do przodu ręką w której trzymał materiał, patrzył z zaskoczeniem na wielkie czarne skrzydła Wilczycy. Dziewczyna z przyzwyczajenia chciała poprawić zapięcie peleryny, ale gdy dotknęła swojego dekoltu nie było go tam. Spojrzała do góry jednocześnie orientując się, że jej skrzydła są widoczne. Machnęła nimi nerwowo czekając, aż Wilk coś powie.
– Wytłumaczysz się z tego! – wrzasnął rzucając ubranie w dół. Złapała czarny, delikatny materiał. Założyła go na siebie i przytaknęła. Gdy zapięła klamrę w kształcie wilczego łba skrzydła zniknęły z widoku. Nadal jednak rzucały podłużny cień na popękaną ziemię. Odbiła się od niej i z prędkością torpedy wybiła do przodu. Szybko minęła wejście do tunelu, potem tylko przeleciała przez bramę. Zwolniła dopiero po drugiej stronie Wrót. Zasłoniła oczy ręką, ponieważ wyleciała prosto w promienie słońca. Targana nadmorskim wiatrem stanęła gładko na ziemi. Chwilę myślała, w którą stronę powinna się skierować i w tym czasie jakiś samochód stanął obok niej. Najpierw wysiadła młoda dziewczyna. Skrzywiła się bo na zewnątrz było zimno. Złapały kontakt wzrokowy. Dziewczyna uśmiechnęła się do Wilczycy, ta jednak odwróciła głowę i nerwowo poprawiła pelerynę. Ruszyła powoli do przodu. Z samochodu wysiadł jasnowłosy chłopak, który zatrzasnąwszy drzwi podszedł do swojej dziewczyny patrząc to na nią to na dziwną postać przed nimi.
– Coś nie tak? – warknęła zirytowana tym, że się na nią gapią i stanęła patrząc na nich wyzywająco.
– Masz piękne włosy. – stwierdziła radośnie brunetka i podeszła bliżej demonicy. Chłopak złapał ją jednak za rękę i nie pozwolił iść dalej.
– Zostaw ją w spokoju. Jest jakaś dziwna. – drugie zdanie tchnął jej do ucha, po czym złapał ją w talii i poprowadził do barierki. Dziewczyna szybko zafascynowała się barwami wieczornego nieba, zapomniała o tajemniczej postaci, która weszła w las.
 Szła raźnym krokiem przyglądając się domom, które ozdobione w straszne dekoracje przyciągały wzrok. Minęło ją kilka dzieciaków poprzebieranych w zabawne niby-straszne stroje. Dzisiaj Halloween. Przypomniała sobie, jak paręnaście lat temu też biegała po tych samych ulicach z woreczkami pełnymi cukierków. Uśmiechnęła się w duchu, jednak gdy zza zakrętu wyłonił się błękitny wyższy od innych dom, spoważniała i skupiła się tylko na tym. Zapukała dwa razy i udając dziecięcy głos zawołała:
– Cukierek albo psikus!
– Już idę! – odparła radośnie starsza pani zza drzwi. – Mam jeszcze… – zamarła w bezruchu zobaczywszy Białą Wilczycę. Rudy kot wyszedł z pomiędzy nóg staruszki i zamiauczał głośno.
– Mam do pani pewną sprawę. – uśmiechnęła się białowłosa. Tamta odłożyła koszyczek ze słodyczami na szafkę i patrząc podejrzanie wpuściła ją do środka.
– Nawet nie staraj się próbować swoich sztuczek. – ostrzegła Wilczyca czym wprawiła staruszkę w spore zdziwienie.
– Ależ o czym ty mówisz kochaniutka. – postawiła filiżanki na stoliku i drżącymi rękami zaczęła nalewać herbatę. Dziewczyna przechwyciła od niej naczynie i dokończyła tą czynność.
– Przybywam z Zartezu, za specjalnym poleceniem Blackbird. Prosi ona, co by pani zaprzestała wszelakiej aktywności metafizycznej gdyż zakłóca to równowagę tego świata. Krócej mówiąc, żadnej magii, bo po łapach. – powiedziała dobitnie Wilczyca.
– Nadal nie wiem o czym pani mówi. – upierała się staruszka.
– Wiem co pani planuje i mogę panią zapewnić, że nie dopuszczę do tego wydarzenia.
– Jedyną rzeczą, którą na tę chwilę planuję to jutrzejsze pójście do kościoła. Niegrzecznie jest kogoś oskarżać i byłabym wdzięczna gdyby pani opuściła mój dom. – rudy kot wskoczył na kanapę i zasyczał na dziewczynę, która upiła łyk herbaty.
– Najpierw proszę o podpis. – zgrabnie poruszyła nadgarstkiem jednocześnie biorąc kolejny łyk. Między jej palcami zaczął tworzyć się papirusowy dokument. Wyprostowała go na stole, a potem podała staruszce długie, krucze pióro.
– Wyjdź i więcej się tu nie pokazuj! – wzięła do ręki dokument, podarła go na kawałki i rzuciła w Wilczycę. Skrawki nienaturalnie zmieniły bieg i ułożyły się z powrotem, po czym dokument znów w całości opadł delikatnie na stół. Starsza pani ze zdziwieniem podniosła kartkę.
– Jak to możliwe? – zapytała niedowierzając. Biała wilczyca prychnęła z pogardą i wstała z kanapy.
– Nie lubię stosować przemocy w stosunku do słabszych, ale nie będę miała wyboru jeśli pani tego nie podpisze.
– Myśli pani, że jestem słaba? – w jednej chwili kot skoczył dziewczynie na głowę, wbijając boleśnie pazury w jej czaszkę. Kiedy zeskoczył przed Wilczycą stała smukła kobieta, na oko w jej wieku. Zamachnęła ręką zwalając białowłosą z nóg. Związała ją i przyciągnęła do siebie.
– Jestem najpotężniejszą z zartezjanek.
– Może i tak. Ale Blackbird jest od ciebie potężniejsza. – dziewczyna walczyła z więzami, ale nie mogła się uwolnić.
– Blackbird nie istnieje. – mówiąc to śmiała się ironicznie.
– Żeby nie było, że nie ostrzegałam. – wychrypiała Wilczyca, ponieważ więzy zacieśniały się coraz mocniej.
– Pozwól, że teraz ja cię ostrzegę… – staruszka która już nie była staruszką pochyliła się nad białowłosą. – Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. Nie wiem czy udajesz, czy naprawdę znasz moje plany. Ale uważaj, bo nie pozwolę, żeby ktokolwiek przeszkodził mi w moich zamierzeniach. Dlatego jeśli ci życie miłe, to wypad z mojego domu. – powiedziawszy to sznury opadły, a dziewczyna posłusznie wyszła poprawiając pelerynę. Przy wyjściu minęła grupkę dzieci. Uśmiechnęła się nieśmiało i poszła na tyły willi przeskakując rzez płot.



                                                                  ~*~*~*~




 – Ali…
– Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnęła na całe gardło. – Jak w ogóle śmiesz się do mnie odzywać?! – szarpnęła do za bluzę. – Pieprzony zdrajca! Czemu?! Czemu mi to zrobiłeś?! Okłamywałeś mnie przez cały czas!
– Myślisz, że miałem jakieś wyjście? – odparł cicho. – Zresztą, co z tego? Okłamałem cię. Ludzie ciągle kłamią.
– Ja ci ufałam, szczerze cię kochałam. Byłam w stanie zrobić dla ciebie wszystko!
– Byłaś naiwna. I tyle. Nie obwiniaj mnie, tylko swoją głupotę. To, że byłaś zaślepiona miłością i nie dostrzegałaś, że pewne sprawy są niespójne. Powinnaś mnie pochwalić. Byłem świetnym aktorem i musisz to przyznać. – uśmiechnął się cwaniacko. Znów wszystko miał pod kontrolą. Bał się tylko szaleństwa które co rusz błyszczało w jej oczach, ale czuł też dumę, bo to wszystko było jego zasługą.
– Mogę wiedzieć o co chodzi? – zapytał Max, który do tej pory bał się cokolwiek powiedzieć.
– Nie. – odpowiedzieli jednocześnie. – Długa historia. – podsumował Adrian. Alicja uderzyła go jednocześnie podcinając nogi. Chłopak upadł do przodu, a dziewczyna zaczęła uderzać go w plecy w dzikim szale. Max złapał ją za rękę i odciągnął od brata.
– Co to było? – sapnął Adrian lekko rozbawiony.
– Wkurzyłeś mnie. – odparła poprawiając włosy. Alami rozpłynęło się w mroźnym powietrzu, a dziewczyna po kilku niezręcznych sekundach dodała: – Już mi lepiej. Cieszę się, że nikt już nic przede mną nie ukrywa.



                                                                  ~*~*~*~




 – Czegoś jeszcze panienka potrzebuje?
– Dziękuję Fuki. Możesz wrócić do siebie. – powiedziawszy to odwróciła się i posłała promienny uśmiech do ubranej na czarno dziewczyny. – Zmykaj bo jeszcze ktoś zauważy, że cie nie ma. – odparła radośnie kończąc upinanie swoich włosów.
– Przecież dobrze pani wie, że nikt już o mnie nie pamięta. – naciągnęła bardziej kaptur na głowę i szła ostrożnie i bardzo powoli tyłem.
– To nie prawda moja droga. – kobieta siedząca na czarnym posłaniu przed lustrem wstała i podeszła do swojej podwładnej. – Gdyby o tobie zapomnieli zniknęłabyś. – dotknęła jej głowy i ostrożnym ruchem zsunęła kaptur. Srebrzyste włosy dziewczyny rozlały się wokół oświetlając pustkę która panowała wokół. – Dziękuję, że mnie odwiedzasz, dzięki temu mogę nacieszyć się światłem.
– Czemu pani żyje w ciemności? – zapytała Fuki nieśmiało i zaczęła z powrotem zaplatać swoje włosy.

– W ten sposób nikt mnie nie znajdzie. – uśmiechnęła się sama do siebie patrząc w stronę lusterka. – Wracaj na miejsce. – dziewczyna skłoniła się delikatnie i zakładając kaptur odeszła w stronę mieniącego się daleko światła. – Fokulurusa! – drgnęła na dźwięk swojego pełnego imienia i odwróciła się do swojej pani. – Nie przychodź do mnie w najbliższym czasie. – kiwnęła zamaszyście głową przez co kaptur się trochę zsunął, ale zignorowała to i ruszyła biegiem w dalszą drogę. Na granicy światła i ciemności zrzuciła pelerynę, a jej włosy zalśniły potężnym blaskiem jednocześnie pochłaniając światło słoneczne. W momencie przekroczenia granicy włosy dziewczyny zaczęły się unosić do góry. Odbiła się najmocniej jak umiała i zniknęła.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Tak tak wiem, taki krótki rozdział po tak długiej nieobecności to po prostu chamstwo, wybaczcie >-< Ale jest! pierwszy rozdział w nowym roku.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 39



Tak wiem wiem, trochę długi ;P to na osłodę ostatniego dnia wakacji! mam nadzieję, że się spodoba, jeśli tak to zostawcie po sobie znać w komentarzu :D 


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~



Dawno, dawno temu. W innym świecie, pomiędzy innymi ludźmi, żyła księżniczka, której nikt nie zauważał. Chciała krzyczeć by wyrwać się z tego złego świata, ale nikt jej nie rozumiał. Aż tu nagle tajemniczy Kruk zabrał ją w kierunku wznoszącego się nad horyzont księżyca. Mała zagubiona gwiazdka znalazła swoje miejsce. Umościła się na ciemnej stronie księżyca, gdzie nikt nigdy więcej jej nie skrzywdzi. Okryta matczynymi skrzydłami Blackbird. Z góry przez wiele wieków obserwowała jak najspokojniejsza rasa wiedzie swoje coraz bardziej niszczycielskie poczynania i aż drżała na samą myśl, że mogą oni stać się tacy jak ci przed którymi uciekła. Kiedy do jej świata wparowała jedna z Cór kochanego braciszka, księżniczka wysłuchała jej prośby pod jednym warunkiem. Zdesperowana Córa zgodziła się na wszystko, więc pod księżycem pojawiło się więcej niszczycielskich stworzeń. Demony rozsiały się po całym świecie księżniczki, a ona wciąż musiała utrzymywać zaklęcia, by nie panoszyły się bezkarnie w niebezpiecznych wilczych postaciach. Zartezjańska Córa nie dotrzymała obietnicy i wkrótce po wojnie zmarła. Wtedy nastały czasy bliźniaczych sióstr, które o warunku nic wiedzieć nie mogły, ponieważ owiane było to tajemnicą. A bezbronna gwiazda ukryta na księżycu, wciąż czeka. Lecz jej cierpliwość się kończy. Wkrótce nastanie zaćmienie księżyca i wtedy samotna księżniczka wyruszy po to co jej się należy.





                                                                  ~*~*~*~




 Max stojąc w lesie kilka razy przeanalizował zaistniałą sytuację i doszedł do wniosku, że znalazł to czego szukał. I że uciekło mu to sprzed nosa. Stał teraz na klifie przyglądając się falom, które w miarowym tempie rozpryskiwały się o skały. Nie było ani śladu po dwóch ptaszynach za którymi tu przybiegł. Jeden z kruków to tak naprawdę ta dziewczyna z telewizji. A to z nią chciał porozmawiać. Usiadł i próbował uspokoić serce, które biło jak szalone. Kiedy wyrównał oddech wstał niechętnie i zrezygnowany ruszył w kierunku miasta. Zdążył zrobić dwa kroki, po czym ochlapała go woda, a obok niego przeleciał czarny jak smoła kruk. Zaczął na niego szczekać goniąc go z całych sił i dziękował Bogu, że ptasia dziewczyna stanęła przed nim dumnie.
– Wybacz, ale nie umiem gadać z wilkami. – warknęła i zadrżała z zimna. Cienka sukienka w mgnieniu oka zmieniła się w wygodne dżinsy i bluzę z kapturem. Wilk niewiele myśląc skoczył na nią i zaczął zdejmować górną część jej ubioru. Zaskoczona dziewczyna zrzuciła go z siebie, a potem zdjęła bluzę i położyła ja na ziemi. Odsunęła się trochę, a Max popatrzył na nią, otrzepał sierść z piachu i złapał bluzę. Był zdziwiony, że mu ją dała. Wskazał nosem na spodnie i ku swojemu zdziwieniu dziewczyna stworzyła mu nowiutkie dżinsy. Odszedł kawałek i schował się za drzewami myśląc cały czas o tym, żeby przemienić się jak najszybciej. Ku jego większemu zdziwieniu dziewczyna czekała w tym samym miejscu.
– Dzięki za rzeczy. – mruknął na przywitanie.
– Nie ma za co. – wzruszyła ramionami i zaczęła iść w kierunku miasta. Szli ramię w ramię w ciszy, którą przerwał po chwili.
– Jestem Max. A ty?
– Alicja. – zatrzymała się patrząc mu w oczy. Był od niej dużo starszy. Wyciągnęła rękę. – Miło mi, demonie.
– Demonie? – zapytał zdezorientowany ściskając jej dłoń.
– Nie jesteś demonem?
– Nie wiem o czym mówisz.
– Nie pracujesz dla Niberty? – była wyraźnie zdziwiona. Poprawiła nową bluzę nie spuszczając wzroku z chłopaka.
– Znasz ją? – zdenerwował się.
– Tak. Jest demonem jak ty.
– Ja nie mam skrzydeł.
– Też będziesz miał kiedy zdejmie z ciebie klątwę.
– Przestań pieprzyć głupoty. – poważnie się wkurzył i gwałtownie odwrócił się w stronę morza. Alicja spojrzała na niego z troską.
– To ty chciałeś ze mną porozmawiać. – dotknęła jego ramienia. Czuła do niego jakiś rodzaj sympatii z niewiadomej przyczyny. Strzepnął jej rękę i spojrzał na nią wilkiem.
– Odechciało mi się. – sapnął zirytowany i postawił krok do przodu.
– Nie pozwolę! – krzyknęła rozbawiona i rzuciła się na niego. Przygwoździła chłopaka do ziemi trzymając za ramiona.
– Porąbało cię?! – wrzasnął. – To bolało! – próbował ją z siebie zrzucić, ale nie dał rady.
– Wiem. Ból to najlepszy sposób, żeby oprzytomnieć. – uśmiechnęła się ciepło i usiadła na jego nogach. Leżał w wysokiej trawie i nagle zaczął się śmiać. Ali zadowolona poluzowała uścisk, a chłopak to wykorzystał. Przeturlał się z nią i teraz to on był na górze.
– Posłuchaj mnie.
– Cały czas słucham. – westchnęła robiąc śmieszną minę.
– Mogłabyś mi wytłumaczyć czym jestem?
– Ależ oczywiście. – uśmiechnął się. – Ale szybciej by było gdybym ci pokazała.
– W jaki sposób?
– To jest trochę straszne, nie wiem czy dasz sobie z tym radę. – stwierdziła udając zakłopotanie.
– Ja się niczego nie boję. – odparł poważnie i wstał.
– W takim razie chodź ze mną. – podniosła się.
– Gdzie?
– Zobaczysz.
– Nie możesz mi powiedzieć?
– Nie mogę. – znów posłała mu uśmiech. Chłopak westchnął.
– Zaufam ci.
– Pamiętaj, że do niczego cię nie zmuszam. Po prostu daję ci to czego wciąż szukasz.
– Zaufam ci. – powtórzył. – Powiedz co cię łączy z Nibertą?
– Właściwie tylko to, że mam moc. – wzruszyła ramionami, a on spojrzał na nią nic nie rozumiejąc. – Ona zna więcej zaklęć niż ja, więc lepiej ci pomoże.
– Chcesz mnie do niej zaprowadzić?! – warknął zatrzymując się.
– Nie ma innej opcji. – złapała go za dłoń.
– Uciekłem od niej tylko po to, żebyś ty teraz mnie do niej zaprowadziła?! – krzyknął wyrywając rękę z jej uścisku.
– Uciekłeś od niej? – zapytała ze z zdziwionym wyrazem twarzy.
– Tak! Bo mi gadała jakieś idiotyzmy, że mój martwy brat jednak żyje. – był zły, ale jego głos zadrżał na wspomnienie o Adrianie.
– Możliwe, że mówiła prawdę. – uśmiechnęła się ciepło. – Widzisz… – zaczęła iść, a on podążył za nią. – … Jako demon, jest się nieśmiertelnym. W pewnym stopniu. Jeżeli twój brat był demonem i zmarł gdzieś tutaj, to jest pewne że jego dusza nadal żyje. Tylko w innym ciele. – wyjaśniła w uproszczony sposób, ale na wszelki wypadek spojrzała na niego. – Rozumiesz?
– Nie całkiem. – odparł. – Niberta powinna być tam. – wskazał wschodnią część plaży. Ali ucieszyła się, bo miała zamiar wziąć go do bazy. Ruszyli więc na wschód rzadko się do siebie odzywając.



                                                                  ~*~*~*~




– Gdzie jest Alicja/Ania?! – wykrzyknęli jednocześnie Kacper i Marcin. Łukasz tylko spojrzał na nich.
– Alicja poleciała z Andżeliką do Zartezu. Ponieważ są Zartezjankami. – Kacper poważnie się zdenerwował, natomiast Marcin odetchnął z ulgą.
– Już myślałem, że coś się jej stało. – powiedział i opadł na fotel po drugiej stronie biurka za którym siedział szef.
– Czy Alicja wróci? – zapytał Kacper patrząc w oczy Łukiego.
– To nieistotne. One nie należą do naszego świata. Najlepiej będzie gdy zapomnicie o nich, chłopcy.
– Nie zamierzam. – znów odpowiedzieli jednocześnie.
– Mery też odeszła i zdaje się, że nie będziemy mieli więcej zleceń od Blackbirds.
– Koniec kontraktu?
– Definitywnie. – przytaknął Łukasz wstając.
– Co teraz będzie w takim razie?
– Musimy znaleźć nowego sponsora. – podszedł do okna i spojrzał w gwieździste niebo na którym królował wielki księżyc. Uśmiechnął się w duchu.



                                                                  ~*~*~*~




 Marie wyciągnęła rękę do brunetki i przedstawiła się. Rijeka uścisnęła jej dłoń i zrobiła to samo.
– Zaprowadzę cię do twojego pokoju. – odparła radośnie. Adrian szedł za nimi ciągnąc walizkę Rosjanki. – Za godzinę będzie obiad. Przyjdę po ciebie. – mrugnęła do blondynki i zamknęła drzwi zmierzając do swojego pokoju. Ad dogonił dziewczynę.
– Pomoc ci w czymś?
– Nie trzeba. Poradzę sobie. – pokręciła głową. Zdecydowanie była dziś w dobrym humorze. Chłopak też się uśmiechnął.
– W takim razie idę się przejść. Nie masz nic przeciwko?
– Ależ skąd. – oparła się o obdrapane z fioletowej farby drzwi swojego pokoju. – Tylko nie wróć zbyt późno. – wymacała ręką klamkę i nacisnęła ją wciąż patrząc na chłopaka. – Zamelduj się u mnie jak wrócisz. – obrotem wskoczyła do pokoju i posłała mu ostatni perlisty uśmiech. Adrian pokiwał głową i włożył ręce do kieszeni swoich ulubionych spodni.
 Zimny jesienny wiatr uderzył w jego twarz. Szedł spokojnie pomiędzy drzewami wdychając rześki zapach lasu. Nagle wśród skrzypienia drzew Ad usłyszał coś nienaturalnego. Przywołał wilcze zmysły i nasłuchiwał dalej. Wstrzymał oddech, a po dziesięciu sekundach wyskoczył zza drzewa prosto na zaskoczoną dziewczynę. Zgrabnym ruchem włożył nóż do buta, nawet nie pamiętał kiedy go wyjął. Nie przyglądając się jej odszedł w swoją stronę. Po chwili jednak pociągnął nosem. Znał te perfumy… Odwrócił się gwałtownie patrząc w ogromne zdziwione oczy Alicji.



 Max szedł przodem przez las, a Ali próbowała go gonić. W pewnym momencie zgubiła go jednak z oczu. Zawołała w przestrzeń, ale nie uzyskała odpowiedzi. Szła więc przed siebie. Ściemniało się, a ona nie wiedziała gdzie idzie, chytry wilk. Nagle ktoś na nią wpadł. Wyłonił się zza drzewa i stanął przed nią w pełnej okazałości. A następnie odwrócił się i poszedł.
 Alicja nie mogła uwierzyć swoim oczom. To z pewnością był on. Zamarła w bezruchu. Jakim sposobem mogła go u spotkać. Spojrzała w jego niesamowicie niebieskie oczy, gdy się odwrócił. W jednej chwili zapłonął w niej ogień. Alami zawładnęło nią i nie umiała go już kontrolować. Skrzydła wystrzeliły w górę, podczas gdy chłopak ze zdziwieniem odsunął się  myśląc gorączkowo co robić. Max wybiegł z pomiędzy drzew krzycząc na widok Alicji. Adrian nie mógł zrozumieć co tu się nagle stało. Rzucił się na brata i potrząsając jego ramionami zapytał co ona tu robi.
– Chciałem ją znaleźć, tak kazał mi instynkt. – Ad złapał się za czoło próbując cos wymyślić. Spojrzał na dziewczynę, która zawisła tuż nad ziemią . Twarz schowaną miała pod burzą kruczoczarnych włosów, a pięści mocno zaciśnięte.

– Chyba pierwszy raz w życiu nie wiem co mam zrobić. – odparł Adrian podwijając rękawy bluzy. Podszedł do Alicji. – Dawno się nie widzieliśmy. – szepnął. Gwałtownie przeniosła na niego płonące spojrzenie i opadła na ziemię. 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 38

 Alicja otworzyła usta próbując zmusić się do krzyku, ale pojawiające się przed jej oczami obrazy próbujące wedrzeć się do jej umysłu sprawiały że nie mogła się nawet poruszyć. W głowie szumiało jej od tysięcy głosów, które zlewały się w jeden wielki krzyk. Wspomnienia wdzierały się do jej mózgu próbując znaleźć swoje miejsce. Dziewczyna oddychała ciężko starając się zrozumieć i jakoś ogarnąć cały ten bałagan, jednak jedyne na co mogła się zdobyć to po prostu obserwowanie całego filmu, w którym ona grała główną rolę.
 Klęczała przed jakąś dziewczyną z pochyloną głową, a rękami opierała się o mokrą ziemię. Słońce było schowane za szarymi chmurami, musiało przed chwilą padać. Usłyszała cichy szept którego nie zrozumiała, a potem świst ostrza w powietrzu. Zacisnęła dłonie w pięści ignorując fakt, że ziemia weszła jej pod paznokcie. Poczuła zimną stal na swojej szyi…
 Obudziła się z wrzaskiem szarpiąc nadgarstkami, które były przywiązane do rogów łóżka. Rozejrzała się dookoła. Była w swoim pokoju w Zaranie. Włosy opadły jej na oczy. Nogi także miała związane. Spanikowała szarpiąc się bez sensu. Gdy wreszcie udało jej się trochę uspokoić, zmusiła się do racjonalnego spojrzenia na zaistniałą sytuację. Przypomniała sobie jak zaraz po założeniu swojego naszyjnika do jej pokoju wleciała Naomi, która obrzuciła ją białym proszkiem. Była tylko ciekawa, dlaczego Nan ją związała. Nie znała jej od tej strony. Kiedy tylko pierwszy strach minął zaczęła zastanawiać się nad wyjściem z opresji. Szarpnęła jeszcze raz rękami i nogami wyginając się przy tym jak ochlapana wodą kotka. Kiedy to nie pomogło zaczęła się złościć przeklinając wszystkich, których znała. Wynik był zadowalający. Moc Alami popłynęła w jej żyłach rozgrzewając całe ciało. Zgniatała skrzydła barkami, więc zaczęła się wiercić, żeby było jej wygodniej. W efekcie leżała lekko na boku, a oba skrzydła wyprostowała i zgięła kilka razy. Na tyle na ile mogła podciągnęła się do góry próbując dosięgnąć szponiastym zgięciem skrzydła jednej z lin przy nadgarstku. Udało jej się zaczepić jednym pazurem o linę łączącą prawą rękę z rogiem łóżka, szarpnęła więc mocno w dół. Przecięła tylko kilka włókien, więc powtórzyła czynność kilka razy. Bolesny zabieg zakończył się nie w pełni zadowalającym efektem. Mimo uwolnienia ręki, dłoń wciąż była zamknięta w nietypowej rękawiczce. Ali musiała cały czas zaciskać pięści, ponieważ srebrzysty materiał nie pozwalał jej na wyprostowanie palców. Odwróciła się na drugi bok, żeby uwolnić drugą rękę i móc usiąść. Nogi miała związane w kostkach razem, a koniec liny zaczepiony był gdzieś pod łóżkiem. Po wyczerpującym szarpaniu się z ostatnią liną opadła na łóżko wzdychając cicho i przyglądając się dziwacznym rękawiczkom. Próbowała je zdjąć zębami, lub przeciąć szponami na skrzydłach, jednak to nic nie dało. Skupiła się więc na planie wydostania z zamku. Splotła ręce na piersi i zaczęła od nauki posługiwania się skrzydłami. Do tej pory tylko na nich latała, teraz jednak musiały posłużyć jej za ręce. Uklękła szpony kładąc na materacu przed sobą i podniosła się lekko cały ciężar przenosząc na skrzydła. Podwójne zawinięte pazury przedziurawiły materiał. Alicja opierała się na skrzydłach jak wywerna. Odepchnęła się nimi i stanęła na drewnianej podłodze. Jak nietoperz pomachała szybo skrzydłami, by złapać równowagę, a potem złożyła je, bo usłyszała ciche szczęknięcie zamka. Drzwi uchyliły się delikatnie, a do środka wślizgnęła się Possan od razu zamykając powoli by nie narobić hałasu. Ali w ułamku sekundy zrozumiała co się dzieje i rzuciła się na dziewczynę. Poss spanikowała i zakryła głowę rękami. Alami buzowało w żyłach Alicji, kiedy przyciskała nauczycielkę do drzwi.
– Zdejmij mi te rękawiczki. – warknęła.
– Nie po to tu przyszłam. – odparła i odepchnęła Alicję od siebie. Ta zachwiała się, ale szybko złapała równowagę dzięki skrzydłom.
– W takim razie wyjdź.
– Czemu musisz wszystko utrudniać?! – Ali pierwszy raz widziała Possan zdenerwowaną. Coś zadudniło w jej głowie i opadła na łóżko. – Posłuchaj, po odzyskaniu wspomnień trzeba założyć kilka zaklęć, żeby nie wszystko na raz wpadało ci do głowy. Rozumiesz? – Alicja patrzyła na nią tępo z zezłoszczoną miną. – Czas zdjąć jeden czar. Musisz zasnąć. W snach powróci ci trochę wspomnień.
– Zdejmij wszystkie zaklęcia naraz. – zażądała dziewczyna. – Nie mam czasu na takie babranie się z tym. Muszę wracać.
– Ty nie masz tu nic do gadania. Wybacz, ale musisz słuchać się dorosłych. Tutaj możesz czuć się bezpiecznie, Alicjo. Gdzie chcesz iść? My jesteśmy twoją jedyną rodziną. Przecież całe twoje życie to same kłamstwa. Jeszcze tego nie pojmujesz? Marie wszystkim zarządzała. Twoi rodzice, babcia, siostra… Wszystko było ustawione. Tak, żebyś była szczęśliwa dopiero gdy nas spotkasz. Prawdziwą rodzinę, która o ciebie będzie się bała i troszczyła się o ciebie.
– Skończ ten bezsensowny monolog. Osiemnaście lat poradziłam sobie bez wymarzonej rodziny. Jak byłam mniejsza może mi tego brakowało, ale teraz już jestem dorosła i umiem sama o siebie zadbać. Nie potrzebuję was, ani waszej nadopiekuńczości. – Ali zrobiła szybki skok i walnęła Poss z półobrotu w bok, po czym zmieniła się w jaskółkę i wyleciała między kratami w oknie. Tuż nad ziemią wyhamowała i zrobiła szybką przemianę w jastrzębia. Potem pędziła już prosto do portalu. Niestety tam czekała na nią Naomi. Z jedną ręką opartą na biodrze, a w drugiej trzymając swoją katanę przyglądała się zbliżającemu ptakowi. Kiedy Ali zbliżyła się wystarczająco i stanęła na trawie pokrywając ją skrawkami żarzących się piór z sukienki, Nan machnęła ostrzem w powietrzu jednocześnie prostując się.
– Nie będę z tobą walczyć, Naomi.
– W takim razie ja cię zabiję. Następnie oddzielimy twoje wspomnienia, a gdy narodzisz się na nowo będziesz mi w pełni posłuszna tak jak to powinno być. Ewentualnie zmodyfikujemy ci mózg. Co wolisz?
– Jesteś psychiczna. Dlaczego tak bardzo potrzebujesz władzy? Czemu wszystkie nas zniewalasz!?
– Bo nie chcę, żeby znów było tak jak kiedyś! – warknęła i wskazała Alicję ręką szepcząc coś pod nosem. Ali czując zagrożenie wyrwała do przodu i zamachnęła ręką zapominając, że ma na sobie rękawiczki. Kiedy zdała sobie sprawę, że jest bezbronna, w jej głowie coś wybuchło. Upadła na ziemię wrzeszcząc i trzymając się za uszy. Kuliła się w trawie, rzucała się na wszystkie strony i nie wiedziała jak przerwać natłok myśli, które jedna po drugiej pojawiały się w jej głowie. Bolesne wspomnienia z wojny najbardziej nią wstrząsnęły, potem jedynie nużące życie w zamku i ciągła nauka. Egzekucje co dziesięć lat. Jej własne egzekucje… Kiedy albo ona była katem, albo ginęła, albo przyglądała się jak ginie jej jedyna rodzina. Pozytywne wspomnienia, które dzieliła z ludźmi. Wszystko co działo się z nią przez ostatnie dwieście lat, wróciło do jej głowy jak jeden wielki film. Serduszko na jej szyi zabrzęczało zamykając się z powrotem. Dziewczyna wstała rozglądając się nieprzytomnie dookoła. Naomi zamiast katany trzymała w dłoni chusteczkę, którą podała Alicji widząc na jej twarzy łzy.
– To bolało. – odparła Ali.
– Rozumiem, że chcesz trochę swobody, ale my teraz potrzebujemy twojej pomocy. W pięć nie damy rady pokonać demonów Niberty. – powiedziała Naomi pokazując koleżance, żeby usiadła.
– Potrzebuję czasu, żeby wszystko zrozumieć. Póki co mam w głowie jeden wielki bałagan.
– Nie ma czasu.
– Nie musisz się bać Niberty. Nie mogłabyś po prostu z nią porozmawiać?
– Ona nie będzie chciała rozmawiać. – odparła Nan.
– Jeśli o mnie chodzi, to ja chcę żyć na własną rękę. I nie będę się zadawać ani z tobą, ani z twoją siostrą. Zdejmij mi te głupie ograniczniki i pozwól mi odejść.
– Nie mogę na to pozwolić. Zrozum! Nie możesz stanąć po stronie Nib.
– Dasz mi wreszcie spokój?! – Alicja wstała gwałtownie. – Kan’otrei maamth. – przypomniała sobie anty-zaklęcie, a rękawiczki spłynęły po jej dłoniach jak rozpuszczona, srebrzysta czekolada. Naomi poważnie zdziwiona przyglądała się jak Ali wbiega w portal.


– Gdzie Alicja? – zapytała Possan widząc zatroskaną minę Naomi.
– Myślałam, że jak sobie przypomni to stanie po mojej stronie! – wykrzyknęła Nan waląc otwartą dłonią w stół, po czym opadła na fotel opierając czoło na ręce. – Powiedz mi, co zrobiłam źle…? – spytała cicho po dłuższej pauzie.
 Poss machnęła dłonią zagarniając powietrze, które przemieniła w porcelanowy kubek wypełniony po brzegi herbatą. Podała go przyjaciółce.
– Może lepiej przemyśl propozycję Amelii. – odparła cicho Possan. Nan podniosła na nią wzrok.
– Nie widzę lepszego rozwiązania tej sytuacji. Trzeba będzie tak zrobić, ale…
– Wiem. To nie załatwi sprawy.
– Nie potrzebni mi są niewolnicy.
– Czego właściwie chce Niberta? – Poss usiadła na podłokietniku zakładając nogę na nogę.
– Chce, żeby było tak jak przed wojną.
– Żeby znowu anioły z zazdrości nas pozabijały?
– Nie wiem. Ona knuje cos na większą skalę. Razem z aniołami. Wątpię, żeby chciała połączyć nasze rasy, bo dobrze pamięta nasze próby.
– Oj tak. Ja też pamiętam. – zmarszczyła brwi.– No, ale nawet jeśli anioły zaatakują będziemy umiały się bronić. Wtedy przecież w ogóle nasze społeczeństwo nie potrafiło walczyć.
– Nie było po co się tego uczyć. Nawet byśmy nie pomyśleli, że ktoś może chcieć nas pozabijać.
– Przecież wiem. I nie mam ci tego za złe.
– Amelia już znalazła to zaklęcie?
– Raczej wciąż szuka, bo się nie odzywa.
– Poss… Trzeba znaleźć Loreen. – dziewczyna westchnęła i wstała powoli.
– Wiem, wiem. – odparła przeciągle. – Znajdziemy ją. Mam to zrobić osobiście?
– Chyba nie możemy ryzykować. Nic nie może ci się stać.
– Będę uważać. – uśmiechnęła się. Nan wciąż była niepewna. – Mnie możesz zaufać. Oprócz mnie zaufaną osobą jest tylko Amelia.
– I właśnie to mnie martwi.
– Damy radę. Teraz lecę znaleźć Loreen.
– Ciekawa jestem co z jej wspomnieniami…
– Jeśli zabiła ją Niberta, pewnie je przejęła. A to znaczy, że trzeba będzie ją odbić.
– Może lepiej zostań w domu. Sama zobaczę co i jak. Nie mogę cie narażać, a mnie nie zabiją.
– Skąd ta pewność?
– Intuicja.
 Poss popatrzyła na koleżankę dziwnie.

– Rób jak uważasz. – odparła. – Ja idę zająć się Andżeliką.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Wybaczcie tak długą zwłokę, ale byłam na wakacjach, A brak dostępu do komputera uniemożliwił mi dodanie tego rozdziału wcześniej ;) 
Rozdziały będą dodawane co drugi poniedziałek, chyba że dam radę napisać w tydzień ;)
Zostawcie po sobie komentarz, albo chociaż dajcie +1, bo to naprawdę dla mnie dużo znaczy <3

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 37

 Uwaga Uwaga :D Oto przedpremierowe wydanie rozdziału numer 37! 
Ze specjalną dedykacją dla wiernych fanów <3


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Pędziły przez las w kruczych postaciach bez chwili wytchnienia. Alicja zgrabnie manewrowała między drzewami wyznaczając trasę. Mniejszy ptak próbował ją gonić z całych sił, ale wciąż zostawał w tyle. W pewnym momencie Ali przysiadła na gałęzi, a kilka machnięć skrzydłami później dołączyła do niej Andżelika. Było jej wstyd, że nie daje rady przelecieć takiego kawałka drogi. Niestety Ametystoria to bardzo niestabilne serum. Jeśli będzie się na niej za bardzo polegać, skończy się to nieprzyjemnie. Nagle przez ciało Ani przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Kruk zachwiał się na gałęzi i straciwszy siłę w kończynach upadł twardo na ściółkę, ale w przelocie zdążył zauważyć ogromnego wilka, który przyglądał się im. Chciała zakrakać, by poinformować o tym Alicję, ale struny głosowe odmówiły jej posłuszeństwa.
~ Nic ci nie jest? – w głowie Andżeliki rozbrzmiał głos Ali. Nie umiała jej odpowiedzieć. Patrzyła na nią z dołu bezradnie. Ametystoria zaczęła działać na nowo i dziewczynka zaczęła powoli wygrzebywać się z liści. ~ Nie ruszaj się! – krzyk Ali zadudnił jej boleśnie w głowie i zlał się z ostrzegającym kruczym skrzekiem. Zerknęła na nią i podążyła za jej wzrokiem do rdzawo-brązowego wilka. Szedł w ich kierunku i był już bardzo blisko. Mała nie odważyła się poruszyć. W jednej chwili Alicja wystrzeliła z gałęzi jak torpeda. Zrobiła szybki zwrot i obrót. Potem chmura dymu zasłoniła wszystko. Ania usłyszała jak coś upada na ziemię. Gdy dym zniknął Alicja stała dzierżąc dumnie swoją zdobioną katanę i patrzyła władczo na wilka. Błysnęła mu światłem po oczach i robiąc wyskok w przód przecięła powietrze tuż nad jego głową. Zwierzę, które położyło się na ziemi by zrobić unik nagle wyskoczyło do przodu szczerząc kły.
~ Znikamy. – zakomunikowała Alicja prostując się. Miecz zniknął i chwilę potem oba kruki leciały już w stronę Zartezu zostawiając zdziwionego wilka za sobą.
~ Widzę, że nie umiesz gadać telepatycznie. – mruknęła Alicja. ~ W każdym razie już nie daleko. Wytrzymasz?  – kruk przyspieszył demonstrując swoją siłę. ~ To dobrze. – odparła Ali.
 Dalej leciały w milczeniu mijając kolejne sosny. Gdy doleciały do Wrót Alicja odmierzyła trzy machnięcia i wskoczyła na drugą stronę portalu. Czekała chwilę na Anię, ale ta chyba nie zamierzała wlatywać w ścianę. Wróciła po nią. Jak wreszcie obie znalazły się w Zartezie Ali pozwoliła rudowłosej zmienić się z powrotem w człowieka. Potem ona zrobiła to samo.
– Co się stało wtedy w lesie? – zapytała Alicja na wstępie.
– Ametystoria czasem przestaje działać. Już kilka razy tak miałam. Nagle wszystko mi drętwieje, ale po paru sekundach przechodzi. – dziewczynka wzruszyła ramionami. – Za dużo mocy zużyłam.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz? – westchnęła Ali i zaczęła zmierzać w kierunku pierwszej bramy. Ośmiolatka potruchtała za nią.
– Dlaczego Niberta chciała, żebym poleciała do Naomi?
– Nie mam pojęcia. Kazała mi cię tu przyprowadzić i mało mnie interesuje co będzie dalej.
– Chcesz mnie tu zostawić? – oburzona Andżelika zatrzymała się i spojrzała na Alicję wzrokiem spłoszonej sarenki. Była jednocześnie zła i przerażona. – Ufałam, że zostaniesz tu ze mną!
– Nie miałam nawet takiego zamiaru. – Ali przyspieszyła.
 Nastała nieprzyjemna cisza. Słychać było tylko kroki bosych stóp na wysuszonej popękanej ziemi. Najwyraźniej jednak Ania nie zamierzała iść dalej.  Obróciła się na pięcie i zaczęła biec z powrotem do Wrót. Alicja od niechcenia odwróciła się w jej kierunku. Okrężnym ruchem dwóch palców zaczęła tworzyć linę. Zwykły kawałek niezbyt grubego, za to mocnego sznurka wił się w powietrzu goniąc młodą zartezjankę. Oplótł ją w pasie i wtedy Ali mocno pociągnęła ją do siebie. Rudowłosa poleciała do tyłu zdzierając sobie skórę z odkrytych ramion. Fuknęła wkurzona i wstała ze złością w oczach.
– Wracam do domu! – krzyknęła rozplątując linę, która z każdym jej ruchem zaciskała się coraz mocniej. Widać było, że mała jest bliska płaczu.
– Przepraszam, ale nie ma innego wyjścia. Idziesz ze mną. – odparła Alicja i przyklękła przed nią.
 Przyłożyła dłoń do ust, a następnie dmuchnęła Andżelice w twarz jakimś proszkiem. Ta popatrzyła na nią nieobecnym wzrokiem, a potem opadła bezwładnie w jej ramiona. Alicja dźwignęła się do góry z nieprzytomną dziewczynką na rękach i kontynuowała swoją podróż.
 Do Zaranu dostała się przez anielski portal, który nadal nie został zamknięty. Od razu zobaczyła Possan , która samotnie spacerowała wzdłuż stawu. Zawołała do niej kładąc Andżelikę na równo skoszonej trawie. Poss rozpromieniła się na widok swojej byłej uczennicy.
– Nareszcie wróciłaś. –  skwitowała przytulając ją na przywitanie.
– Nie zostaję na długo. – odparła Alicja zasmucając koleżankę.
– A gdzie się wybierasz? – zapytała, a zaraz potem zawołała Naomi telepatycznie.
– Jeszcze nie wiem. Ale tu na pewno nie zostanę.
– Tutaj jest twój dom. – żachnęła się Poss z udawaną złością.
– Tutaj? – Ali zaśmiała się ironicznie. – Tutaj wszystkie mieszkamy razem. Dom publiczny. – Possan mlasnęła z niezadowoleniem, ale nie przerywała. – Ja wolę żyć na własną rękę. Chcę sobie sama dyktować co muszę, a czego nie muszę robić. Za kogo wy się uważacie?! – warknęła widząc zbliżającą się Naomi. – Co możecie mi zaproponować w zamian za moją pomoc? Początkowo czułam się nieswojo w nowej sytuacji, ale wyszło na dobre. Nie potrzebuję was, a to, że wy mnie potrzebujecie mało mnie interesuje. Przyleciałam tu tylko, żeby zabrać moje wspomnienia i odstawić Andżelikę, ponieważ poprosiła mnie o to Loreen, która zginęła wypełniając twoje rozkazy. – spojrzała znacząco na Naomi.
– Nie denerwuj się tak. – Nan wystawiła ręce w uspokajającym geście patrząc niepewnym wzrokiem na skrzydła wyrastające z pleców Alicji. Ta nawet nie zauważyła kiedy zawładnęło nią Alami. Zatrzepała skrzydłami unosząc się nad ziemię. Rzuciła szybkie spojrzenie dziewczynom i odleciała w kierunku zamku.
– Co chcesz z nią zrobić? – zapytała Poss przenosząc wzrok na rówieśniczkę.
– Skoro nie chce zostać po dobroci to zatrzymamy ją siłą. – odparła tajemniczo podnosząc Anię. – Zajmiesz się małą? Jesteś dobra w matkowaniu. – odparła półżartem oddając dziewczynkę w ręce Possan.  – A ja lecę za Alicją.



                                                                  ~*~*~*~




Młoda kobieta zerknęła w swoje notatki.
– W ostatnim miesiącu zaginęło, aż piętnaście osób. Policja robi wszystko co w ich mocy by odnaleźć zaginione osoby. Z informacji zgromadzonych przez naszą reporterkę wynika, iż część z zaginionych osób była w pewien sposób wyizolowana od środowiska publicznego, dlatego ich zaginięcie zauważono dopiero po jakimś czasie. Dochodzenie w spawie owych zaginięć trwa. A teraz Monika opowie nam o niezwykłym zdarzeniu jakie miało miejsce na wybrzeżu… – w tym momencie Eliza wyłączyła telewizor i ze znudzeniem zsunęła się z kanapy.
– Jejku dziewczyno. W ogóle nie ma w tobie życia. – odparła Marta z frustracją. Błękitnooka spojrzała na współlokatorkę wzrokiem zabójcy, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać. – Nie patrz tak na mnie. Dzisiaj jest pożegnalna impreza u Agaty. Pójdziemy razem. Nie ma „nie chcę mi się”. Wychodzimy o ósmej, więc szykuj się szybko. – powiedziawszy to odepchnęła się od blatu kuchennego i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Eliza westchnęła, bo dobrze wiedziała, że z Martą nie da się dyskutować. Tylko wzruszyła ramionami i faktycznie poszła przebrać się na imprezę. Ubrała łososiowo-czarną sukienkę, a potem zawiązała na plecach pasek w kokardę. Potem zajęła się makijażem.
– Nadal jesteś zła na Alicję? – zapytała niespodziewanie Marta, gdy były już prawie pod domem Agi.
– Nie znam, żadnej Alicji! – warknęła Eli zdenerwowana. To już kolejny raz gdy jej współlokatorka ją o to pyta. Najgorsze, że Eliza nie wie o co jej chodzi, a gdzieś w głębi siebie czuje, że powinna wiedzieć.
– Dobrze nie będę wnikać. – podniosła ręce w obronnym geście. – Znowu ta dziwna staruszka. – szepnęła wskazując głową niebieską willę. Eliza zerknęła na koronkowe firanki w oknach, jedna z nich była odchylona do połowy a zza okna patrzyła na nie starsza pani. Monotonnie głaskała swojego rudego kocura i nie odrywała wzroku od Elizy. Blondynka poczuła się trochę nieswojo, ale postanowiła to zignorować. Wbiła więc wzrok w czubki swoich czarnych baletek.
 Impreza nie była jedną z tych zwariowanych. Było mnóstwo ludzi jak zwykle, ale całe towarzystwo zebrało się na podwórku. Wszyscy dobrze się bawili, ale Elizę po pewnym czasie dopadły dziwne wizje, które pamiętała jak przez mgłę. Czuła, że to już się kiedyś działo. Kiedy według jej przewidywań ludzie zaczęli szaleć też w domu poczuła mocny ból w głowie. Czuła się jakby miała jedno wielkie deja vu i za nic nie mogła się go pozbyć. W pewnym momencie nie mogła już wytrzymać. Wyszła przed dom z niepewnym zamiarem powrotu do swojego mieszkania. Wtedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyła odwracając się gwałtownie i omal nie przewracając się na krawężniku.
– Niech mnie pani nie straszy! – krzyknęła zrozpaczonym tonem, który miał zabrzmieć groźnie. Zmierzyła staruszkę wzrokiem po czym zaczęła biec do swojego domu.
– Czuć od niej moc Blackbird na kilometr. – cmoknęła staruszka do swojego kota. Ten przeciągnął się na murowanym ogrodzeniu, po czym usiadł i śledził uciekającą blondynkę wzrokiem zielonych oczu.



                                                                  ~*~*~*~




– To było konieczne? – zapytała Mery pakując ostatnie rzeczy do walizki.
– Oczywiście, że nie. – Adrian wzruszył ramionami. – Niberta tak wymyśliła, to tak musi być i tyle. Moim zdaniem lepiej nie mieszać w tą walkę dzieci.
– Odezwał się dorosły. – zarzuciła rosyjskim akcentem. – Możemy jechać. – odparła zamknąwszy walizkę. – Tak właściwie to czemu nie mogę zostać tutaj? – przepuścił ją w drzwiach zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
– Nie znam wszystkich planów szefowej, ale co to za różnica? Pewnie chce cię przenieść, żeby cię Naomi nie znalazła.
– Jakby chciała to by to zrobiła.
– Ale nie ma na to czasu. Nie będzie cię przecież szukać jeśli cię tu nie będzie. A ty jesteś dość ważną figurą na naszej planszy. Wolimy cię mieć cały czas na oku.
– Rozumiem, że Nibetra po prostu boi się, że ją zdradzę.

– Jest taka możliwość. – chłopak znów wzruszył ramionami, na co Marie przewróciła oczami i wsiadła do samochodu. 

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 36

– Nie wiem czemu się na to zgodziłem. – warknął pod nosem Martin. Miał na sobie tylko sprane dżinsy i siedział rozwalony na fotelu, a w ręce trzymał szklankę zapełnioną do połowy lśniącym w słońcu złocistym napojem. Krzątająca się w kuchni Biała Wilczyca odwróciła się w jego stronę i oparła pośladki o blat. Wzięła łyk ze swojej szklanki i skrzywiła się.
– Coś ty kupił. – przeniosła na niego wzrok. On podniósł rękę do czoła, żeby zasłonić oczy przed promieniami słońca i też móc na nią spojrzeć.
– Jak to co? Pyszne piwo. – wziął duży łyk. – Co dokładnie mamy zrobić? – zignorował jej potępiające spojrzenie i wstał. Dziewczyna odstawiła naczynie i luźno spięła śnieżnobiałe włosy gumką, którą miała na nadgarstku.
– Chwilowo nic. Nad ranem przyleci anioł, który ma nas zabrać do Zartezu.
– Gdzie?
– Wiesz co. Naprawdę nie chce mi się tego tobie tłumaczyć. – Martin oparł się o ścianę plecami tusz obok Wilczycy i westchnął przeciągle.
– Mamy całą noc na to, żebyś mi wytłumaczyła o co dokładnie chodzi. I dlaczego ty tak dużo wiesz. – zrobiła gwałtowny obrót i znalazła się przed nim.
– W nocy można robić ciekawsze rzeczy. – szepnęła mu do ucha przyciskając jego ciało mocniej do ściany. Podniosła wzrok by spojrzeć w jego szaro błękitne oczy. Jedną ręką dotknął jej talii, a drugą odgarnął włosy plątające się po twarzy Wilczycy. Uśmiechnęła się lekko, i tym małym gestem sprowokowała go jeszcze bardziej. W mgnieniu oka odepchnął się od ściany jednocześnie podnosząc dziewczynę. Ona zaplątała nogi za jego plecami i położyła głowę na jego ramieniu mocniej go przytulając. Martin posadził ją na wysokim łóżku w sypialni. Fryzura jej się zniszczyła więc rozpuściła włosy pozwalając im opaść w nieładzie na ramiona. A potem wdrapała się wyżej na łóżko i opadła na poduszki. Ziewnęła przeciągle. Uśmiechnął się pod nosem i dołączył do niej. Przejechał pazurem po jej kręgosłupie sprawiając tym samym, że dziewczyna wygięła się mrucząc cicho.
– Nic mi nie powiesz? – szepnął jej do ucha niskim głosem, a jego ręka błądziła po plecach Wilczycy. Do góry delikatnie opuszkami przesunął po jej szyi, a potem na dół, trochę za daleko. Przekręciła się na bok tyłem do niego.
– Nic.
 Gwałtowny ruch sprawił, że jej bluzka się podwinęła do góry ukazując mięśnie brzucha po których delikatnie przemieszczała się teraz ręka Wilka.
– Na pewno? – warknął i zwinnym ruchem przesunął rękę na jej pierś. Ścisnął delikatnie równocześnie bardziej przysuwając ją do siebie.
– A co dokładnie chcesz wiedzieć? – zapytała cicho kiedy odwrócił ją na plecy i usiadł na niej.
– Wszystko moja droga. – odparł przyglądając się z góry jej szczupłemu ciału. Zgrabnym ruchem zdjął z niej cienką podkoszulkę. Wysłała mu potępiające spojrzenie i zasłoniła swoje nagie piersi rękami.
– Takimi zagrywkami mnie nie namówisz. – warknęła ukazując białe kły w chytrym uśmiechu.
– Zobaczymy… – odpowiedział jej takim samym gestem, a ułamek sekundy później wbił delikatnie kły w jej szyję. Zaczął krążyć językiem i całować jej gładką, bladą skórę. A ona zostawiała na jego plecach czerwone ślady po pazurach. Powoli zjechał językiem niżej. Dziewczyna wygięła się z rozkoszy, ale chwilę potem odsunęła jego głowę z lekko zatroskaną miną.
– Coś się stało? – zapytał, bo nigdy wcześniej Wilczyca mu nie odmówiła.
– Chyba nie powinniśmy… – szepnęła patrząc mu w oczy.
– Dlaczego? – Martin poruszył się niespokojnie i spojrzał na nią w wilczym geście przekrzywiając głowę. – Zbyt długo byłem pogrążony w żałobie. Daj mi na chwilkę zapomnieć o reszcie świata i cieszyć się twoim pięknym ciałem. Chcę na chwilkę odpocząć od tego wszystkiego. – odparł proszącym tonem. Delikatnie głaskał jej skórę. Wilczyca skinęła głową i przyciągnęła go do siebie. Utonęli w namiętnym pocałunku. Zaczęli poruszać się w tym samym rytmie dając upust uczuciom i pozwalając im przelać się na partnera.



                                                                  ~*~*~*~




Alicja złapała za klamkę i popchnęła drzwi z całej siły. Natknęła się na zdenerwowane spojrzenie Niberty. Ta właśnie zamierzała wejść do środka.
– Cześć. – mruknęła Ali i ominęła ją. – Musimy pogadać.
 Niberta spojrzała na nią z zaskoczeniem, ale wysłuchała całej historii, którą w skrócie opowiedziała jej Ali.
– Dałabyś radę zwrócić mi wspomnienia? – swoją wypowiedź dziewczyna zakończyła tym pytaniem.
– Od początku miałam taki plan. Tylko kurde cały czas wchodzisz mi w parade. Dobrze, że w końcu zdecydowałaś się być po mojej stronie. To teraz posłuchaj uważnie co masz zrobić.
– Rozumiem, że to będzie kara za zabicie Loreen?
– Nazywaj to jak chcesz.
 Gdy Nib skończyła dawać Alicji rozkazy, każda poszła w swoją stronę.
 Niberta szybko zrobiła co miała zrobić i mogła już wracać do kryjówki.



                                                                  ~*~*~*~




Max cały trząsł się z nadmiaru myśli. Na usta cisnęły mu się najgorsze obelgi. Jak te dwie kobiety lekkich obyczajów mogły chcieć go tak oszukać. To przecież nawet nie było śmieszne. Co one chciały osiągnąć? Gdy zobaczy je jeszcze raz to chyba je zagryzie. Był wkurzony na maxa i wyżywał się na sobie biegnąc plażą bez wytchnienia od co najmniej jakiś dwóch godzin. Kiedy jednak słońce wzeszło wyżej nad wodę, a na plażę zaczęli przychodzić ludzie wilk postanowił dalszą drogę przebyć przez las. Nie był pewien gdzie dokładnie biegnie, ale to nie było ważne. Carpe Diem. Teraz liczyło się tylko, żeby przeżyć. Był głodny i zrobił sobie mały postój, gdy ich zobaczył. Dwa czarne kruki przysiadły na gałęzi. Ten mniejszy nagle zsunął się z drzewa i upadł na ściółkę usłaną suchymi igłami, mchem i żółto-brązowymi liśćmi. Wilk zaczął powoli iść w ich kierunku. Większy kruk wydał z siebie przeraźliwy skrzek, ale Max nie zwolnił kroku. Kiedy był już bardzo blisko ptak sfrunął z drzewa wyraźnie chcąc zaatakować wilka. Był przygotowany, żeby zrobić unik. Nagle jednak ptak zrobił dziwny ruch i znikąd pojawiły się kłęby dymu. Uderzyła od lewej mocnym kopnięciem sprawiając, że Max przewrócił się, ale zanim znów zaatakowała zdążył się podnieść. Dym opadł, a jego oczom ukazała się piękna dziewczyna o kruczoczarnej sukience i włosach. Błysnęła mu po oczach promieniem słońca odbitym od srebrzystego ostrza katany i runęła bo przodu zwinnie tnąc nisko. Stanęła w bezruchu przyglądając się jak przerażony Max skulił się. Ostrze cięło powietrze tuż nad jego głową. Rozpłaszczony na ziemi wilk wyskoczył do przodu szczerząc kły. Dziewczyna westchnęła i wyprostowała się. Schowała katanę do niewidzialnej pochwy po czym podniosła małego kruka mrucząc coś. Następnie zrobiła zgrabny piruet i oba kruki odleciały w stronę z której przybiegł Max. Ten zaś stał zdziwiony. Miał już serdecznie dość dziwnych rzeczy, które go ostatnio spotykały. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie wrócić do domu, ale ta opcja odpadała. Co by powiedział jego ojciec…



                                                                  ~*~*~*~




– Zrobisz mi herbaty? – zapytał Adrian.
– Jasne. – Rijeka podniosła się z fotela i poszła do kuchni. Obskurny bunkier nie był idealnym miejscem zamieszkania, ale lepsze to niż nic. Nastawiła wodę do zagotowania i wróciła do Adriana. – Co porabiasz? – zerknęła przez ramię na ekran laptopa, który znajdował się na kolanach chłopaka.
– Uczę się. – mruknął nie przerywając czytania.
– Czego? – zdziwiła się dziewczyna.
– Uczę się podstaw strategii, które pozwolą nam wygrać wojnę.
– Ambitnie. – mruknęła.
– Wiesz. Ktoś musi tutaj trochę zakozaczyć, żeby reszta miała się czego bać.
– A czemu to masz być ty?

– A czemu nie ja? Fajnie jest budzić respekt wśród innych. – dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i poszła przygotować herbatę. W międzyczasie Ad odebrał wiadomość od Niberty dotyczącą zmiany części planów. Zadowolony z nowych rozkazów odłożył laptopa i udał się do kuchni. Podziękował Rijece za wszystko i wytłumaczył dlaczego musi już iść. Dziewczyna przytaknęła i przytuliła go na pożegnanie.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

to taki kolejny wstęp do większej akcji ;)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 35?

– Tylko po to przyszłaś? – na drodze stanęła jej rudowłosa dziewczynka. Ali ominęła ją bez słowa, ale poczuła jak małe rączki zaciskają się na nadgarstku jej prawej ręki.
– Jeszcze tu wrócę. – przesunęła wzrokiem po wszystkich. – Ale teraz naprawdę muszę iść. Lada moment anioły mogą zaatakować.
– To zrozumiałe. – mruknęła Mery. – Ale chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać. – Alicja wysłała jej pytające spojrzenie, ale przytaknęła.
– Ja także. – wtrącił Nataniel wstając.
– Alicjo usiądź tu. – wtrącił Łukasz wskazując na biurko. – Ty też Mery. Wszyscy musimy pogadać.
– Jasne. – westchnęła Marie opadając ciężko na łóżko lekarskie. Jej córka też wdrapała się na nie i usadowiła obok. – W takim razie ja zacznę. Co sądzicie o Naomi?
– Nie lubię jej. – odpowiedziała bez namysłu Alicja.
– Ja jej w sumie nie znam. – Łukasz wzruszył ramionami.
– Za bardzo się rządzi. – odparł Nataniel.
– Wiedziałam! – wskazała na niego palcem uśmiechnięta od ucha do ucha. – Dlatego mnie uśpiłeś, wszystko stało się jasne… Skoro znasz Naomi, to znasz też jej siostrę, czyli…
– Nataniel! Ty pracujesz dla Niberty? – przerwała Alicja, która omal nie krzyknęła podnosząc się zdziwiona. Obie patrzyły na lekarza przeszywającym wzrokiem.
– Chyba nie ma co dalej tego ukrywać. – prychnął. – I co teraz ze mną zrobicie? – oparł się na krześle wygodniej.
– Nic. – zachichotała Marie. – Też nad tym myślałam. Naomi musi zostać obalona, bo przez nią Zartezjanki  tracą swoją dumę.
– Co masz na myśli? – zapytała Ali i znów usiadła.
– Choćby to, że jako zgrana grupa siedmiu dziewczyn. Wszechmocnych dziewczyn. Dzięki Naomi używacie tylko około 30% swojej mocy. Nie mówię, że to jest bardzo źle. Ale staczacie się na dno prosząc o pomoc ludzi i anioły. Wasza rasa wisi na cieniutkim włosku i naprawdę nie wiele trzeba by się jej pozbyć. Ale Nan chce wciąż trwać w tym stanie bo uważa, że inaczej się nie da.
– A da się inaczej?
– Wiesz co to są demony? Nie, niepotrzebnie pytam. Oczywiście, że nie wiesz. Wiele rzeczy Nan przed wami ukrywa. Jak odzyskasz wspomnienia, będziesz dobrze wiedzieć o czym mówię. Jednak, gdy to się stanie Nib też zrobi pierwszy krok do rewolucji. Właściwie drugi. Pierwszym krokiem było wychowanie ciebie.
– Jak to?
– Adrian. To jej podwładny. Zgodziłam się na to by się z tobą zadawał. Niberta przekupiła mnie, bym się tak tym zajęła, żeby Naomi nic nie podejrzewała, ale oczywiście domyśliła się. Dlatego tak wcześnie musiałam cię oddać w jej ręce.
– A Adrian…
– Adrian cały czas o wszystkim wiedział, wychowywał się mając ciebie na oku przez cały czas, by w odpowiednim momencie zaatakować. Jednak odpowiedni moment nie zdążył nadejść. Bo Naomi dowiedziała się częściowo o mojej zdradzie. Kiedy i ja się domyśliłam, że powoli przestaje mi ufać ugadałam się z Adrianem, a ten przeszedł do swojego planu najszybciej jak umiał.
– A jego planem było…
– Rozkochanie cię w sobie. Miał na to rok. Bo Naomi zażądała, że jak osiągniesz pełnoletniość masz wrócić do Zartezu. Osiągnął swój cel. Ale nie skończył. W planach miał jeszcze jedną ważną rzecz.
– Chciał dobitnie ze mną zerwać.
– Dokładnie tak. – pstryknęła palcami z lekkim podziwem. – Domyślasz się dlaczego?
– To oczywiste. Chciał sprawić bym była bardziej uodporniona na związki. Bym rozsądniej myślała.
– Mniej więcej.
– Czemu mi to wszystko mówisz?
– Bystra jesteś. Powinnaś wiedzieć.
– Nie chcesz, żebym była po stronie Naomi. – Ali wstała i przeczesała włosy ręką. – Powiem wam jedno. Nie chcę się w ogóle mieszać w tą całą wojnę. Chcę żyć spokojnie bez nikogo kto miałby mi mówić co mam robić.
– Naomi ci nie da spokoju. Jeśli nie będziesz chciała się podporządkować zabije cie jeszcze raz.
– Nie dam się tak łatwo zabić.
– A ona ci tak łatwo nie odpuści.
– Zobaczymy. – ruszyła zgrabnym krokiem do drzwi.
– Alicjo.
– Dobra! Zabiję ją, ale czy to rozwiąże problem?
– Nie rób nic bez Niberty, bo zginiesz.
– Dam sobie radę. Czy Nib jest w stanie wrócić mi wspomnienia?
– Jest w stanie to zrobić, ale nie wiem czy będzie chciała.
– Niech ci będzie. Natanielu, umów mnie na spotkanie. Powiedz Nibercie, że tutaj, pojutrze o 11tej. Będę na nią czekać. A teraz lecę po wspomnienia. Do zobaczenia. – powiedziawszy to zrobiła zgrabny piruet i wyfrunęła z gabinetu.
– Ona odegra bardzo ważną rolę w najbliższym czasie. – mruknął Łukasz, czym zwrócił uwagę reszty.
– Chcąc nie chcąc będzie musiała wziąć wszystko na siebie. Bo tylko ona będzie do tego zdolna.
– Do czego, mamo? – zapytała Andżelika.
– Jestem pewna, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, zrozumiesz co miałam na myśli, kochanie. – odparła Rosjanka zaczesując włosy dziewczynki za ucho. – A teraz chodź. Musimy się przebrać. – zaczęła zmierzać do wyjścia trzymając córkę za rękę. Odwróciła się jeszcze na chwilę do chłopaków. – Nat powiedz Nibercie, że czekam na rozkazy.
– Nie ma problemu. Tylko, że chwilowo chyba nie ma nic ciekawego do roboty.
– To po co przyleciała tu ta Zartezjanka? – spytał Łukasz.
– Miała zabrać Marie do jakiegoś innego oddziału. Takie dostałem polecenie od Nib. Tylko, że myślałem, że przyleci anioł. Mery miała zostać zabrana tak, by Ania tego nie zauważyła. Dlatego wszyscy w bazie zostali uśpieni. Wszyscy, którzy nie mieli styczności z Blackbird. I początkowo ten specyfik miał zadziałać, również na ciebie i Andżelikę. Ale dzięki temu, że oboje przyjmujecie Ametystorię gaz na was nie zadziałał.
– Ametystoria to to co sprawia, że mogę czarować? – odezwała się rudowłosa.
– Tak. Ten sam roztwór, który działa tak na ciebie, neutralizuje toksyny w ciele Łukasza. – odpowiedział Nataniel.
– Czemu chciała mnie przenieść? – zapytała Rosjanka.
– O to już musisz się jej zapytać.
– Dobra. Chodźmy. – zakomunikowała Mery i pociągnęła za sobą córkę. Chwilę potem Łukasz też wyszedł.



                                                                  ~*~*~*~




Perspektywa Adriana:

– Cześć, bracie. – powiedziałem ciepło w stronę Maxa. To dziwne uczucie po tylu latach dowiedzieć się o swoim poprzednim wcieleniu. Mój brat nie wyglądał jednak na szczęśliwego.
– Nie jesteśmy braćmi. – warknął. No i jak ja mam go teraz przekonać… Spojrzałem na Nibertę szukając pomocy. Ona stała w milczeniu kawałek dalej i patrzyła na nas z uwagą ignorując moje nieme prośby. – Adrian nie żyje. I nawet jeśli wyglądasz zupełnie jak on, to na pewno nim nie jesteś. Dlatego przestańcie mnie wkręcać i wypuśćcie mnie. – spojrzał znacząco na Nib.
– A gdzie chcesz pójść? – zapytałem.
– Gdziekolwiek. Byle nie mieć z wami nic wspólnego. – nagle zza pleców Niberty wyłoniła się urocza kobieta. Kiedy spojrzałem w jej oczy od razu w mojej głowie zaczęły pojawiać się urwane sytuacje. Ulica. Tłumy uciekające przed skrzydlatymi stworzeniami. A obok mnie dziewczyna. Posłała mi ostatni chytry uśmiech, a jej wzrok wwiercił mi się w czaszkę, po czym skoczyła w wir walki. Zgrabnie unikała ostrzy i grotów strzał. Tańczyła w powietrzu bawiąc się swoją płonącą włócznią i rozrywając nadlatujących przeciwników. Wyglądała tak pięknie. I nagle ciemność, by po chwili znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Trzymają ją. Jest związana. Szarpie się. Gdzie się podział ten zabójczy demon? Teraz wygląda jak ptaszek w klatce. Spanikowana próbuje się uwolnić. A ja mogę tylko patrzeć na nią. Nadal jest piękna. Słychać krzyki, płacze, błagania. Ale ona milczy. Ona jedyna z całej dwunastki nie wydaje z siebie żadnych odgłosów. Klęczymy wokół Ameli, która na polecenie Naomi ma rzucić na nas klątwę. Nie przejmuję się tym. Liczy się tylko to, czy potem znów spotkam swoją piękną, zabójczą Rijekę.
A teraz… Stoi tu przede mną. W innej postaci, ale nadal piękna. Uśmiecha się chytrze tak jak wtedy. Ale teraz nie czuję do niej tego co kiedyś. Moja miłość się wypaliła. Ciekaw jestem co ona o mnie myśli. Nagle orientuję się, że Niberta coś do mnie powiedziała. Biorę głęboki oddech i przenoszę wzrok na szefową.
– Powtórz. – żądam, nie proszę.
– Max, ucieka. Nie gonisz go? – rozglądam się, i faktycznie. Mój brat biegnie plażą na zachód.
– Nie ma takiej potrzeby. On zawsze był odporny na wiedzę. Przyjdzie czas, że zrozumie. Jego da się przekonać tylko czynami.
– To mogliśmy tu w ogóle nie przychodzić.
– Miałem cichą nadzieję, że trochę wydoroślał. – odparłem i zmieniłem się w człowieka. – Pamiętasz mnie? – zwróciłem się do Rijeki.
– Jeszcze nie zwróciłam jej wspomnień. – odezwała się Niberta. Przytaknąłem.
– Czy Marie nie powinno już tu być? – zadałem kolejne pytanie.
– Powinna. – odrzekła Nib po chwili zastanowienia i sięgnęła do kieszeni. Wyjęła czarną kwadratową płytkę i westchnęła. – Mam pięć nieodebranych połączeń od Nataniela. Chyba coś się stało. Polecę tam. Rijeko, może Ad tu zostać przez jakiś czas?
– Jasne. – dziewczyna się uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłem uśmiech.
– To ja lecę. – powiedziawszy to wzniosła się do góry na wciąż niewidzialnych skrzydłach i pofrunęła w kierunku bazy. Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem spojrzałem na Rijekę.

– My też chodźmy. – zaproponowała i ruszyła przodem., a ja za nią. 


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Tak, tak wiem. Miało być co drugi piątek, ale tak się złożyło że w piątek nie miałam neta a cały weekend mnie nie było w domu :< No ale jest rozdział 35... prawda? tyle już tego napisałam że się gubię :P następnego rozdziału spodziewajcie się 10-tego lipca :) 
Aczkolwiek! jeśli coś by się stać miało to lepiej zasubskrybować bloga :D na górze na stronie głównej macie taką możliwość. Wystarczy wpisać swojego maila, na którego będą przychodzić powiadomienia, że dodałam kolejny wpis :)
dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że się podobało! ;3